czwartek, 31 grudnia 2009

Koniec roku

Czas na małe podsumowanie roku oraz plany i postanowienia na kolejny rok :)

Po pierwsze. Dawno tu nie zaglądałem, dużo się działo i nie było za bardzo kiedy zaglądać. Najpierw we wrześniu pierwsza zmiana pracy i przeprowadzka do Oleśnicy. Od grudnia kolejna zmiana pracy (oraz zmiana branży) z powrotem w domu. W międzyczasie impreza andrzejkowa na Hali Szrenickiej (wraz z nocnym spacerem ze Szklarskiej do schroniska). A w weekendy szkoła.

Po drugie. Plany i postanowienia na 2010:
  • Ukończyć szkołę (w sumie koniec będzie na początku kolejnego roku ale cały 2010 trzeba wkuwać)
  • Zakupić cyfrówkę, myślę że będzie to Canon (kupiony Canon 1000D)
  • Przebiec Bieg Piastów, to już w marcu :) (zaliczone)
  • Zacząć biegać i poprawić kondycję
  • Poprawić angielski
  • Rozpocząć przygotowania do pielgrzymki w kierunku Santiago de Compostella. Jeśli uda się wygospodarować w tym roku przynajmniej jeden pełny miesiąc wolnego, optymalnie to byłoby ok 40 dni, to udałbym się albo pieszo z granicy francusko hiszpańskiej, albo z domu rowerem. W przypadku jazdy rowerem to najlepiej jechało by się w towarzystwie 2-3 osób. W ramach przygotowań od wiosny mam zamiar przejść/przejechać jak najwięcej dolnośląskich Dróg św. Jakuba

niedziela, 23 sierpnia 2009

Izery rowerem

Mały weekendowy wypad w Góry Izerskie. W sobotę rano wyjechałem z Wrocławia do Szklarskiej Poręby. W Szklarskiej byłem po godz 10, wyruszyłem rowerem szlakiem nr 8, szlak dosyć wymagający (szczególnie "podjazd" wzdłuż nieczynnego wyciągu narciarskiego). Następnie nr 9 do Chatki Górzystów. W Chatce tradycyjnie zjadłem naleśnika, następnie zostawiłem bagaże w zbirówce i pojechałem na małą przejażdżkę do Czech. Pojechałem przez most przy Graniczniku (za mostem ok 2km odcinek trudnej drogi) do Jizerki i zrobiłem sobie małą przejażdżkę po czeskich Izerach (dojechałem do Smedavy, gdzie planowałem wrzucić coś na ruszt, lecz z powodu braku miejsc w lokalu zrezygnowałem). Po małym posiłku w Jizerce powróciłem na polską stronę. W schronisku zostawiłem rower i korzystając z dnia wybrałem się na mały spacer żółtym szlakiem w kierunku Stogu Izerskiego i z powrotem.

W niedzielę rano śniadanie, spakowanie betów (i pozostawienie ich chwilowo w Chatce) oraz mała rundka rowerem żółtym szlakiem w kierunku Stogu (dojechałem do granicy PL/CZ, pojechałem wzdłuż granicy i odbiłem od szlaku w kierunku Polany Izerskiej). Powrót do schroniska asfaltem (super zjazd), w schronisku posiłek czyli smażony ser i koło południa z wszystkimi bagażami wyruszyłem w drogę powrotną przez Orle, Jakuszyce i wzdłuż linii kolejowej do Szklarskiej Poręby. W Szklarskiej byłem po 13 więc 1,5 godziny przed odjazdem pociągu, to dużo czasu toteż skierowałem rower w kierunku stacji Szklarska Poręba Dolna, później do Piechowic, Jeleniej Góry by w końcu wsiąść do pociągu w Wojanowie (2,5 godziny od przyjazdu do Szklarskiej).

We Wrocławiu byłem po 19, a przed 21 byłem już w domu :)
Trzeba by pomyśleć o kolejnej takiej wycieczce.

poniedziałek, 17 sierpnia 2009

Weekend na rowerze

W świąteczny weekend postanowiłem pojeździć sobie rowerkiem. Aby nie jeździć samemu dałem znać paru znajomym osobom o swoich planach i na sobotę zebrała się trzyosobowa grupa rowerowa która wyruszyła z Wrocka do Trzebnicy. Po przejechaniu 30 km zastaliśmy w Trzebnicy jarmark cysterski (rycerze, średniowiecze i takie klimaty). Pozwiedzaliśmy troszkę, pooglądaliśmy co było do obejrzenia i wróciliśmy do Wrocławia. We Wrocławiu rozstałem się z resztą grupy i pojechałem do domu (kolejne 30 km).

W niedzielę już samotnie wybrałem się do Wrocławia i z powrotem (ot tak sobie pojeździć).

A w przyszłym tygodniu może na weekend w Izery na rowerku :). Jak znajdą się chętni na taką wycieczkę to będzie fajnie, a jak nie to pojadę sam :p

sobota, 8 sierpnia 2009

Na ratunek jaskółkom

W pomieszczeniu gdzie trzymamy rowery, motory i inne urządzenia, a które kiedyś było zwykłą oborą, jest kilka gniazd jaskółek. Dzisiaj naprawiałem tam dętkę od roweru i zobaczyłem że jedno gniazdo odpadło i w jego szczątkach leżą sobie młode jaskółki, nie wiem w jakim są wieku ale jeszcze nie potrafią latać. Szkoda mi ich było bo na podłodze miały marne szanse na przeżycie z powodu kotów, a i ich rodzice nie zlatywały do nich z pokarmem tylko siadały na haku sterczącym z sufitu w pobliżu miejsca gdzie wcześniej było gniazdo. Ponieważ gorzej być nie mogło to postanowiłem spróbować im jakoś pomóc, wpakowałem pisklęta (jest ich pięć) do plastikowego pojemniczka i zawiesiłem na haku na którym siadały stare jaskółki. Jak później zaobserwowałem rodzice zaczęli karmić swoje potomstwo, więc chyba będzie dobrze :)

wtorek, 7 lipca 2009

Rysy 2009

Jakieś dwa miesiące temu, kumpel mający żyłkę wielkiego organizatora różnego rodzaju imprez, rzucił hasło zdobycia Rysów. Po krótkim zastanowieniu zdecydowałem się zaryzykować wyjazd w Tatry w tak trudnym terminie jak początek lipca. W wyznaczonym terminie, w piątek, razem z trójką znajomych z Wrocławia wyruszyliśmy do Krakowa. W Krakowie przenocowaliśmy u naszego organizatora by o 5:00 wyruszyć w góry. Na parkingu byliśmy o koło 7 rano, poczekaliśmy jeszcze pół godziny na przybycie reszty ekipy (w sumie 17 osób) i wyruszyliśmy z plecakami do schroniska. Noclegi mieliśmy zaklepane w Schronisku w Roztoce. Do schroniska poszliśmy tradycyjną drogą czyli nieszczęsnym asfaltem (mogliśmy wybrać drogę zaopatrzeniową którą puszczany jest obecnie ruch turystyczny w związku z remontem drogi na Morskie Oko). W schronisku zostawiliśmy bety i ruszyliśmy w kierunku Morskiego Oka i Czarnego Stawu. Przy Czarnym Stawie była chwila odpoczynku i ruszyliśmy małymi grupami, każdy w swoim tempie, na Rysy. Na odcinku od Czarnego Stawu do Buli pod Rysami na szlaku było kilka płatów zbitego śniegu, powyżej Buli były już tylko łańcuchy. Na szczycie trochę ludzi i zachmurzenie z chwilowymi rozjaśnieniami (mieliśmy chwilę widoku na Litworową Dolinę), pogoda była bezwietrzna więc posiedzieliśmy na szczycie dobre pół godziny. W drodze powrotnej widzieliśmy z Buli akcję TOPRu nad Czarnym Stawem (jak się później dowiedziałem turystka z rozbitą głową). Przy zejściu z Czarnego Stawu przy strumyku przy szlaku siedział sobie w zaroślach młody jelonek (chyba), którego zresztą widzieliśmy w tym samym miejscu w drodze na szczyt. W schronisku nad Morskim Okiem chwila przerwy i za dziesięć dwudziesta byliśmy w Starej Roztoce w schronisku. Grupka z którą zdobyłem Rysy zameldowała się w schronisku jako druga zaraz za grupką która wycofała się znad Czarnego Stawu i wróciła przez Piątkę. Po kolacji i prysznicu wyszedłem jeszcze na szlak po ostatnią grupę aby wspomóc ich latarką (do schroniska przybyliśmy po dwudziestej drugiej).
Następnego dnia wyszliśmy Doliną Roztoki do Doliny Pięciu Stawów. W drodze powrotnej zlało nas bez litości (a mogłem wziąć pelerynkę). Po powrocie ze szlaku plecaki na plecy i powrót na Palenicę (tym razem poszedłem drogą zaopatrzeniową, jest o wiele przyjemniejsza od asfaltu) i dalej samochodami do domów.

środa, 17 czerwca 2009

Długi weekend w Bieszczadach

Długi weekend czerwcowy (Boże Ciało) spędziłem ze znajomymi w Bieszczadach (moja druga wizyta w Bieszczadach, poprzednio byłem tam kilka lat temu w maju).
W środę po południu pojechałem z koleżanką do Krakowa skąd wyruszaliśmy w osiem osób następnego dnia rano samochodami w Bieszczady. Wieczorem było jeszcze małe spotkanie organizacyjno-integracyjne.
Wyjazd w czwartek odbył się o dziwo o zaplanowanej godzinie i po czterech godzinach jazdy (z małymi postojami) wylądowaliśmy w Bereżkach (cztery domki niedaleko Ustrzyk Górnych). Po rozpakowaniu się wyruszyliśmy na małą objazdową wycieczkę po okolicznych drewnianych cerkwiach, a wieczorem spacer (trochę w deszczu) do Ustrzyk do kościoła. Po powrocie grill i spać.
W piątek wreszcie wędrówka po górach (idziemy przez Bukowe Berdo na Tarnicę i schodzimy Szerokim Wierchem do Ustrzyk). Mimo deszczowego poranka pogoda dopisała (przestało padać przed naszym wyjściem w trasę). W Ustrzykach posiłek w barze i powrót do Bereżek aby odpocząć przed sobotnim wyjściem na Połoniny.
Sobota i kolejna klasyczna trasa Bieszczad czyli Połonina Caryńska i Wetlińska. Udało się zaliczyć tylko Połoninę Caryńską, przy zejściu z Caryńskiej zaczęło padać więc mała zmiana planów. Pojechaliśmy do Wołosatego obejrzeć hodowlę koników huculskich, a później wybraliśmy się do Cisnej do Siekierezady. W Siekierezadzie był obiadek coś do obiadku a później partyjka Cytedeli.
W niedzielę po śniadaniu czas powrotu - Pojechaliśmy nad zalew Soliński a później do Tarnowa gdzie po posiłku się rozdzieliliśmy, ekipa wrocławska (czyli ja z koleżanką) wsiadła w pociągu a pozostali pojechali samochodami do Krakowa.

Imprezka była super. Wkrótce mam nadzieję na kolejny wypad w górki.

czwartek, 4 czerwca 2009

Bieszczady

Jeszcze tylko kilka dni i w długi czerwcowy weekend znowu odwiedzę Bieszczady.
Oby tylko pogoda dopisała to będzie kilka dni spacerów po górach.

piątek, 15 maja 2009

Koncert - TAKE 6

Udało mi się zdobyć darmowy bilecik na koncert TAKE 6, który odbył się wczoraj wieczorem w kościele Św Marii Magdaleny we Wrocławiu. Muszę przyznać że nie znałem ich twórczości więc ten koncert był dla mnie wielką niewiadomą, miałem nadzieję że tak znana w świecie grupa mnie nie zawiedzie i nie zawiodła. Trwający 1,5 godziny koncert zgromadził około 0,5 tys. słuchaczy.

Występ był udany zarówno pod względem muzycznym (jak mogło ocenić moje niewprawne ucho muzycznego laika, dla mnie się podobało) jak i pod względem scenicznym, zespół łatwo nawiązał kontakt z publicznością zapraszając ją do śpiewania. Występ prowadzony z dużym poczuciem humoru.

wtorek, 7 kwietnia 2009

Znowu w Jakuszycach

I po dwóch tygodniach kolejny wypad na biegówki do Jakuszyc. Tym razem na sobotę i niedzielę. Jadę sam chociaż na miejscu mam nadzieje spotkać się z grupką ludzi z forum internetowego (szansa na nowe znajomości). Wstaję rano jak zwykle biorę narty i idę na pociąg. Wszędzie wiosna a ja z nartami, obok stacji na gnieździe bocian który wrócił kilka dni temu.
Do Jakuszyc dojeżdżam tak jak ostatnio. Na miejscu piękna wiosenno zimowa pogoda: śniegu pełno, słoneczno świeci, temperaturka 16 stopni C. Zakładam narty i ruszam, dziś testuję mowa trasę: Rozdroże pod Cichą Równią i Konną Ścieżką do Chatki Górzystów. Dokładny przebieg trasy:od Polany Jakuszyckiej Górnym Duktem Końskiej Jamy (szlak zielony) do Rozdroża, dalej szlakiem niebieskim, a dalej z powodu nieprzetartego szlaku odbicie rowerową trasą nr 8 (9, 13) do szlaku żółtego i zjazd żółtym do Chatki. Mimo mokrego szlaku jedzie się dobrze, po 300 metrach jadę już w krótkim rękawku (jak większość narciarzy). Jedyny problem pojawia się przy zjeździe żółtym szlakiem, jest wąsko a na mokrym śniegu ciężko się manewruje, w końcu zdejmuję narty i najtrudniejszy odcinek pokonuję pieszo.
W Chatce jem zupkę, zostawiam plecak w "zbirówce" i jadę jeszcze do Orla. W Orlu mały "eksperyment" birofilski czyli Miodowy Ciechan, napitek ten dostaje u mnie wysoką notę. W lepszym humorze wracam do Chatki, ludzie z forum już są, razem jest nas osiem osób. Małe pogaduszki, ludzie uczą się zasad brydża. Ponieważ jest jeszcze wczesna pora i mamy jeszcze przynajmniej dwie godziny dnia proponuję wypad na biegówki na co przystają dwie osoby (cała grupa przyszła z Jakuszyc na piechotę). Wjeżdżamy prawie na Polanę Izerską i następnie zawracamy do schroniska. W schronisku spotykam jeszcze znajomą którą poznałem dwa tygodnie temu.
Wieczorem idą w ruch dwie gitary i szkło. Bawimy się do drugiej.
Rano jem śniadanie, reszta znajomych schodzi na dół później (znacznie później). Ludzie powoli ruszają w trasę. Ja wyruszam koło jedenastej aby odprowadzić znajomą w stronę Świeradowa. Po półtorej godzinie jestem znowu w Chatce. Jadę jeszcze na małą przebieżkę w stronę Orla i z powrotem. Jemy obiadek i po trzeciej wychodzimy w kierunku Jakuszyc, po szóstej wyjeżdżamy w kierunku Wrocławia. Zostaję podrzucony pod sam dom.

wtorek, 24 marca 2009

wyjazd na XII Bieg Izerski (20-22 III 2009)

Po noworocznym wypadzie w góry (Sylwester na Hali Szrenickiej) w czasie którego zahaczyłem ze znajomymi o Jakuszyce aby troszkę pobiegać na nartkach, padła propozycja kolejnego wypadu na biegóweczki. Wstępnie ustaliliśmy termin "gdzieś w marcu" i na mnie padło zorganizowanie całego wypadu. Zaproponowałem aby imprezka ta odbyła się w dniach 13-15 marca, dodając po chwili alternatywny termin 20-21. Jako kwaterę obrałem Chatkę Górzystów i rozesłałem maile do znajomych z którymi ostatnio włóczę sie troszkę po górach (nieformalna grupka ok 50 osób które wspólnie szwędają się tu i tam w składze większym lub mniejszym). Lista chętnych stopniowo powiększała się i większość była chętna bardziej na drugi termin który został wybrany jako ostateczny. Na dwa tygodnie przed wyjazdem lista chętnych do wyjazdu liczyła już 15 osób które planowały przybyć na miejsce w piątek lub sobotę. No i zaczęły się schody - grupa na kilka dni przed przyjazdem zaczeła topnieć i chwilami liczyła tylko 9 osób i większość chciała tylko na sobotę i niedzielę. Ostatecznie skończyło się na 11 osobach z których tylko jedna (czyli ja) pojechała do Jakuszyc w piątek.

Piątek - dzień I

Wstaję skoro świt, a nawet jeszcze wcześniej, biorę plecak, nartki i pociągiem o 5:37 wyruszam w świat. We Wrocławiu jestem 15 minut po szóstej rano, następnie dłuższa drzemka w autobusie do Jeleniej Góry i przesiadka do Jakuszyc. Na Polanie Jakuszyckiej byłem parę minut po jedenastej, zarzuciłem plecak na ramiona i przez Samolot pojechałem w kierunku Orla co zajęło mi ok 30 minut. Korzystając z tego że to dopiero piątek przed południem i w Orlu był mały ruch zamówiłem jajecznicę dla mojego tasiemca :). Po posiłku ruszyłem w dalszą drogę, był to nieco uciążliwy marsz w padającym śniegu który na dokładkę strasznie kleił się do nart utrudniając poruszanie się do przodu (napotkani narciarze też narzekali na lepki śnieg, ja dwa razy zatrzymywałem się aby oskrobać ślizgi i trochę ja nasmarować co jednak nie pomagało na długo). Po dobrej godzinie bardziej marszu niż jazdy nieco zmęczony dotarłem do Chatki Górzystów. Zamówiłem słynnego naleśnika z jagodami, zakwaterowałem się w pokoju i chwilę odpocząłem.
Przed piętnastą stwierdziłem że szkoda dnia i postanowiłem jeszcze troszkę pojeździć. Ponieważ chwilę wcześniej przyjechał skuter z zaopatrzeniem dla schroniska wykorzystałem świeży ślad i udałem się w kierunku Świeradowa tym bardziej że w tym rejonie na biegówkach nie jeździłem.
Po chwili jazdy znalazłem się w lesie powolutku zwiększając wysokość aż osiągnąłem "Drwale" skąd rozpoczął się przyjemny zjazd w kierunku Świeradowa "Nową Drogą Izerską". Wbrew moim obawom śnieg nie lepił się do nart więc jechało się łatwo mimo że na trasie był śnieg tylko ubity skuterem bez założonego śladu. Na całej trasie spotkałem tylko jedną turystkę którą minąłem gdy szła w kierunku Chatki Górzystów. Ja dojechałem do skrzyżowania przy którym stała tablica na której było napisane że do Chatki jest 5.8km, Uznałem że pora zawrócić (szczególnie że większa część była przyjemnym zjazdem co oznaczało że powrót będzie pod górkę). Po dłuższej chwili zrównałem się ze spotkaną wcześniej samotną turystką, a jako że nie było pośpiechu to jechałem razem z Nią rozmawiając o tym i tamtym. Okazało się że Asia idzie do Orla gdzie ma spotkać się ze znajomymi. Tak miło gawędząc doszliśmy do Chatki gdzie Asia zatrzymała się chwilę aby odsapnąć i się nieco posilić, jakieś pół godziny później ruszyła w dalszą drogę do Orla.

Początkowo miałem być sam w pokoju lecz pod wieczór zaczęło to się powoli zmieniać.
Pierwsza pojawiła się niemiecka turystka z pieskiem (ładny owczarek niemiecki "Tedy"), niestety konwersacja nie układała się gdyż j. niemiecki nie jest moją najmocniejszą stroną. Następnie zjawiła się Magda, dziewczyna z Wrocławia która parę tygodni wcześniej połknęła bakcyla biegówek i teraz szósty weekend z rzędu przyjechała do Chatki Górzystów. Siedzieliśmy sobie w parę osób przy świeczkach przed kominkiem, koło godziny ósmej Magda przyniosła winko, niestety winko było bardzo "słabiutkie" i ledwo Magda postawiła je na ławeczce to się biedne przewróciło i potłukło. Cóż było robić, przyniosłem swoje winko :)
Siedzieliśmy sobie przy kominku gadając i pijąc winko do północy.


Sobota - dzień II

Obudziłem się gdy było już jasno - pomyślałem że to pewnie już koło dziewiątej, jednak po sprawdzeniu godziny okazało się że to dopiero za dwadzieścia ósma. O ósmej zszedłem na śniadanko (co prawda bufet czynny dopiero od 9:01 ale pół godziny wcześniej udało się dostać herbatkę). Po śniadanku narty na nogi i w drogę, z trasy zadzwoniłem do znajomych którzy jak się okazało minęli już Jelenią Górę. Szybko dojechałem do Orla i zapisałem się na Bieg Izerski. Ponieważ dopiero była godzina dziesiąta a start był przewidziany w samo południe postanowiłem podjechać po moją ekipę. Okazało się że mam małą zagadkę, którędy znajomi jadą w kierunku schroniska. Nie mogłem się do nikogo dodzwonić więc zaryzykowałem i pojechałem główną drogą z Orla na Polanę Jakuszycką, gdy byłem jakieś 10-15 minut od Polany nawiązałem wreszcie łączność i okazało się że właśnie wyruszają drogą przez Cichą Równie. Udało mi się ich dogonić jeszcze przed Cichą, ale czas był nieubłagany i musiałem zaraz pędzić dalej aby zdążyć na start biegu (niestety nie zdążyłem na start Biegu Retro który rozpoczął się pół godziny wcześniej). Po dotarciu na Start okazało się że mam jeszcze tylko parę minut na złapanie oddechu. Początkowo grupa poruszała się bardzo wolno, na starcie był jeszcze poczęstunek w postaci bliżej niezidentyfikowanego napitku na miodzie (to co misie lubią najbardziej). W miarę czasu stawka się nieco rozciągnęła, tak że przy Dziale Izerskim nie było już tłoku i "komisja antydopingowa" spokojnie częstowała uczestników wiśniówką. Nie wiem co miało większy wpływ, ta wiśniówka czy to że trasa zaczęła nieco opadać ale nieco przyśpieszyłem. Dobre tempo udało mi się utrzymać do przejścia granicznego, po czym dało o sobie dać zmęczenie. Moje tempo spadło nieco, ale dzięki suszonej żurawinie i czekoladzie nie było tragicznie. Rozpoczęły się niewielkie podbiegi, aby przed metą zaliczyć nieco zjazdów łącznie ze zjazdem finiszowym na polanie przed schroniskiem. Na mecie zameldowałem się jako 66 (na 130 zawodników) z czasem 1:23:59 (co osobiście uznaję za spory sukces zwłaszcza że moja kondycja pozostawia wiele do życzenia i przed biegiem pokonałem dystans ok 15km, a za rok będzie lepiej).
Po biegu nieco głodny ustawiłem się w kolejce po przydziałową kiełbaskę (niestety tempo kolejki było bardzo małe). Odstawszy swoje zaspokoiłem wreszcie głód, wyruszyłem na ponowne poszukiwania mojej wesołej kompanii.
Po dodzwonieniu się do znajomych okazało się że wyruszyli niedawno z Orla w kierunku Jakuszyc aby zabrać plecaki z samochodów. Na pościg za nimi nie miałem sił, więc postanowiłem pojechać na skróty przez Samolot. Gdy wjechałem na Polanę moja grupa właśnie odpinała narty :)
Odpoczęliśmy chwilę przy samochodzie i ruszyliśmy w kierunku Chatki Górzystów. Gdy dochodziliśmy do końca Polany Jakuszyckiej usłyszałem że przyjechały skutery z Orla (po biegu odwoziły chętnych z Orla na Polanę, zaproponowałem aby skorzystać z okazji i podjechać troszkę , co oczywiście spotkało się z pełnym poparciem ze strony znajomych i w ten sposób zamiast w godzinę do Orla dotarliśmy w około 10 minut. Krótki postój w schronisku (grzaniec) i w drogę do Chatki Górzystów. Zanim dotarliśmy do celu był jeszcze czas na fotografowanie pięknych widoków przy zachodzącym słońcu.
W schronisku rozlokowaliśmy się w pokojach, po czym zeszliśmy do świetlicy aby zjeść i integrować się przy dobrych napitkach i mafii.
To był bardzo udany dzień.


Niedziela - dzień III


Pobudka przed ósmą, pakowanie plecaków i zejście na dół na śniadanko. Za oknem pogoda troszkę gorsza niż w sobotę (nie ma słoneczka, zbiera się na śnieg). Po śniadanku powoli zbieramy się i po dziewiątej wyjeżdżamy w kierunku Jakuszyc. Początkowo ruch na trasie Chatka Górzystów - Orle jest niewielki jednak im bliżej Orla to coraz więcej narciarzy zmierzających w kierunku Chatki. Znowu mały postój w Orlu i dalej jazda do Jakuszyc. W Jakuszycach dzielimy się na dwie grupy: większość zdecydowała się na wyjazd do Czech na obiadek, a ja wraz z Michałem postanowiliśmy jeszcze poszaleć ze dwie godzinki na nartach. Jeździliśmy po mało mi znanej okolicy pomiędzy Samolotem a Rozdrożem pod Cichą Równią. Początkowo ślady były bardzo zlodzone, co z jednej strony zwiększało prędkość na zjazdach ale jednocześnie utrudniało podejścia (łuska na ślizgach nie trzymała i trzeba było intensywnie pracować kijkami). Pogoda robiła się coraz gorsza i wkrótce padało dosyć intensywnie (śnieg z domieszką deszczu). Ślady przykryte odrobiną śniegu sprawiły że można było sprawnie podchodzić do góry. Po piętnastej ostatni zjazd z Rozdroża do Jakuszyc. Pozostała ekipa też właśnie wróciła z Czech więc wsiedliśmy do samochodów i udaliśmy się do Wrocka.

Kto wie może w tym sezonie uda się jeszcze raz wybrać na biegóweczki :)

ostatnia edycja: 27.03.2009

wtorek, 10 marca 2009

Idzie wiosna

Widać pierwsze oznaki wiosny. Na wrocławskich trawnikach pojawiają się pierwsze krokusy (ostatnimi laty miasto posadziło sporo krokusów na trawnikach, dobrze widać szczególnie te żółte). Pierwsze krokusy zauważyłem w niedzielę, jeszcze nierozkwitnięte ale pięknie zażółcające trawniki. Ładniej rosną te które są posadzone nad węzłami ciepłowniczymi (są o parę dni do przodu). Kilka dni temu usłyszałem żurawie, a w piątek przed świtem nawet dwa widziałem jak wylądowały na polu niedaleko drogi gdy szedłem do pracy.

sobota, 21 lutego 2009

Narty

Po ostatnich opadach śniegu udało mi się wybrać na biegówki. Wziąłem siostrzeńca na sanki, przypiąłem narty i pojechaliśmy. Ja ciągnąłem sanki, a brzdąc się cieszył że jedzie :).
Przejechaliśmy tak z 5 km.
Jak wróciłem to właśnie w tv pokazywali Mistrzostwa Świata w narciarstwie klasycznym w Libercu - Justyna Kowalczyk wygrała :)

wtorek, 10 lutego 2009

Turniej darta

No i rozpoczął się kolejny sezon OMW w darcie (na stronie OMW dart jest pod nazwą "rzutki do tarczy").
Dziś (właściwie to wczoraj) odbył się pierwszy z sześciu turniej darta w Lechu. Tak jak rok temu na pierwszym turnieju było dużo ludzi.
Jak zwykle nie wyszedłem nawet z grupy :)
Chociaż tym razem wyjście z grupy to byłoby niezłe osiągnięcie gdyż grupa liczyła osiem osób, a wychodzi tylko czterech. Najważniejsze że nie byłem najgorszy :)
Następny turniej w marcu. Trzeba by poćwiczyć.

środa, 28 stycznia 2009

Oleśnica - Biały Dunajec wrzesień 2006


Na razie nic ciekawego się nie dzieje, więc można powspominać. Na pierwszy ogień idzie moja najdłuższa wyprawa rowerowa z Oleśnicy do Białego Dunajca
(wersja robocza)

Dzień pierwszy: Oleśnica - Kały

Początek mojej wyprawy, to tylko rozgrzewka około 80km. Droga wojewódzka do Namysłowa była na szczęście w miarę pusta więc jechało się w miarę dobrze. Za Namysłowem odbijam w kierunku na Opole aby później skierować się przez Bory Stobrawskie w kierunku Budkowic i Kał gdzie nie spiesząc się byłem koło godziny 14-15. Wujek i ciocia trochę się zdziwili na mój widok, nie pamiętam ile lat upłynęło od mojej ostatniej wizyty u Nich. Jak mogłem się spodziewać nie było szans na ruszenie w dalszą drogę. Dalsza część dnia upłynęła tak jak typowa "wizyta u rodziny".

Dzień drugi: Kały, Świerkle

Rano udałem się z wujkiem do lasu na grzybki, nie było ich zbyt dużo ale spacer po lesie to zawsze miła rzecz. Po powrocie przyszedł czas na dalsze odwiedziny, tym razem była to wizyta w Świerklach (pobliskiej wiosce) oraz w szpitalu gdzie leżała nieżyjąca już ciocia.

Dzień trzeci: Kały - Czarnowąsy

Kolejny dzień w Kałach, po obiedzie wyruszam w dalszą drogę w kierunku Opola do Czarnowąsów (to tylko 20 km). Znowu rodzinna wizyta i ostatni dzień laby, następnego dnia rozpoczynam prawdziwą jazdę.

Dzień czwarty Czarnowąsy - Racibórz (Obora)

Trasa liczyła około 90 km. Przejazd przez Opole trochę męczący, częste postoje aby sprawdzić trasę na mapie. Następnie jazda drogą 423 w kierunku na Krapkowice, przejazd nad autostradą i jazda na Kędzierzyn-Koźle, Kuźnię Raciborską i Racibórz. Przed Kędzierzynem obiadek w przydrożnym barze nad jeziorkiem. W Raciborzu okazało się że w akademiku w którym planowałem nocleg wszystkie miejsca zajęte przez gości weselnych. Po krótkich poszukiwaniach decyduję się na nocleg na kempingu w Oborze tuż za Raciborzem. Przed snem jeszcze mały wypad do miasta na małe co nieco.

Dzień piąty Racibórz - Ujsoły

Jazda w górę Odry przez wioski w kierunku granicy, przejazd przez Czechy niestety pogoda była fatalna cały czas padał deszcz. rozpogodziło się nieco dopiero przed samą granicą, i całe szczęście bo w Polsce było ostro pod górę od granicy w Istebnej do Koniakowa. W Koniakowie krótki postój, obiadek i oglądanie miejscowego rękodzieła (słynnych koronek). Za Koniakowem ostry zjazd z górki w stronę Rajczy i na nocleg w Ujsołach (z poprzedniej wizyty w tych okolicach pamiętałem że niestety asfaltu na krótkich odcinkach nie ma, więc nie można się za bardzo rozpędzać). W Ujsołach nocleg w znajomej agroturystyce (agroturystykę prowadzi ciocia moich znajomych u których byłem tam parę miesięcy wcześniej na weselu). Po znajomości mały rabacik :).

Dzień szósty Ujsoły - Limanowa

Po obfitym śniadaniu którym zostałem poczęstowany przez miłych gospodarzy wyruszyłem w dalszą drogę. Do Żywca jazda była lekka (cały czas wzdłuż rzeki), gdzieś pomiędzy Ujsołami a Rajczą w rzece wypatrzyłem czarnego bociana który zdążył odlecieć zanim wyciągnąłem aparat.
Tego dnia planowałem dojechać do Rabki (nocowałem już kiedyś w tamtejszym schronisku). W Rabce byłem dosyć wcześnie więc stwierdziłem że szkoda dnia i pojechałem dalej do Limanowej gdzie przenocowałem w centrum miasta w małym hoteliku.

Dzień siódmy Limanowa - Krosno

Droga z Limanowej do Krosna zleciała dosyć szybko (choć czasem w deszczu). Do Gorlic droga wiodła głównymi drogami (z małymi objazdami przez wioski). W Gorlicach zjechałem z głównej drogi i bocznymi drogami dojechałem po południu do Krosna gdzie odwiedziłem kolegę ze studiów i jego rodzinę.

Dzień ósmy Krosno

Dzień odpoczynku: zwiedzanie miasta, wizyta w serwisie (rower wymagał małej naprawy).

Dzień dziewiąty Solina (samochodem)

Razem z kolegą, jego żoną i synkiem pojechaliśmy nad zalew Soliński odwieść znajomego, który wybierał się na wędrówkę w Bieszczady. Poszliśmy sobie na mały dwugodzinny spacerek w teren.

Dzień dziesiąty Krosno - Ochotnica Górna

Po długim odpoczynku, znowu jazda. Postanowiłem przenocować w schronisku w Gorcach, niestety okazało się że rowerem tam nie dojadę (nie miałem dokładnej mapy, a plany czyniłem na podstawie zwykłej samochodówki). Gdy droga stawała się bardziej stroma, a wokół się ściemniało, podjąłem decyzje o powrocie do Ochotnicy w poszukiwaniu noclegu. Przenocowałem w agroturystyce. W nocy obudził mnie deszcz bębniący w dach, rano na szczęście nie padało.

Dzień jedenasty Ochotnica Górna - Biały Dunajec

Biały Dunajec jest blisko, więc jadę powoli podziwiając widoki, droga z Ochotnicy na Przełęcz Knurowską jest świeżo po remoncie. Zatrzymuję się przy tablicach informacyjnych rozstawionych przy drodze. Od przełęczy jest z górki, ale asfalt jest fatalny. Po krótkim zjeździe zatrzymuję się przy bacówce aby zakupić oscypka na drogę. W bacówce niespodziewanie zostałem poczęstowany śniadaniem przez górali. Śniadanko i rozmowa trwała dłuższą chwilkę, później dalszy zjazd w kierunku Knurowa. Piękne widoki na zalew Czorsztyński.
W Białym Dunajcu byłem koło południa, odstawiłem rowerek a następnego dnia rozpoczęły się wędrówki po Tatrach - pieszo :)




Pokaż Rowerem do Białego na większej mapie


poniedziałek, 26 stycznia 2009

No to zaczynam...

Prawie wszyscy mają już swoje blogi
Trzeba spróbować, może i ja dam radę pisać bloga. Pożyjemy zobaczymy :)