wtorek, 7 lipca 2009

Rysy 2009

Jakieś dwa miesiące temu, kumpel mający żyłkę wielkiego organizatora różnego rodzaju imprez, rzucił hasło zdobycia Rysów. Po krótkim zastanowieniu zdecydowałem się zaryzykować wyjazd w Tatry w tak trudnym terminie jak początek lipca. W wyznaczonym terminie, w piątek, razem z trójką znajomych z Wrocławia wyruszyliśmy do Krakowa. W Krakowie przenocowaliśmy u naszego organizatora by o 5:00 wyruszyć w góry. Na parkingu byliśmy o koło 7 rano, poczekaliśmy jeszcze pół godziny na przybycie reszty ekipy (w sumie 17 osób) i wyruszyliśmy z plecakami do schroniska. Noclegi mieliśmy zaklepane w Schronisku w Roztoce. Do schroniska poszliśmy tradycyjną drogą czyli nieszczęsnym asfaltem (mogliśmy wybrać drogę zaopatrzeniową którą puszczany jest obecnie ruch turystyczny w związku z remontem drogi na Morskie Oko). W schronisku zostawiliśmy bety i ruszyliśmy w kierunku Morskiego Oka i Czarnego Stawu. Przy Czarnym Stawie była chwila odpoczynku i ruszyliśmy małymi grupami, każdy w swoim tempie, na Rysy. Na odcinku od Czarnego Stawu do Buli pod Rysami na szlaku było kilka płatów zbitego śniegu, powyżej Buli były już tylko łańcuchy. Na szczycie trochę ludzi i zachmurzenie z chwilowymi rozjaśnieniami (mieliśmy chwilę widoku na Litworową Dolinę), pogoda była bezwietrzna więc posiedzieliśmy na szczycie dobre pół godziny. W drodze powrotnej widzieliśmy z Buli akcję TOPRu nad Czarnym Stawem (jak się później dowiedziałem turystka z rozbitą głową). Przy zejściu z Czarnego Stawu przy strumyku przy szlaku siedział sobie w zaroślach młody jelonek (chyba), którego zresztą widzieliśmy w tym samym miejscu w drodze na szczyt. W schronisku nad Morskim Okiem chwila przerwy i za dziesięć dwudziesta byliśmy w Starej Roztoce w schronisku. Grupka z którą zdobyłem Rysy zameldowała się w schronisku jako druga zaraz za grupką która wycofała się znad Czarnego Stawu i wróciła przez Piątkę. Po kolacji i prysznicu wyszedłem jeszcze na szlak po ostatnią grupę aby wspomóc ich latarką (do schroniska przybyliśmy po dwudziestej drugiej).
Następnego dnia wyszliśmy Doliną Roztoki do Doliny Pięciu Stawów. W drodze powrotnej zlało nas bez litości (a mogłem wziąć pelerynkę). Po powrocie ze szlaku plecaki na plecy i powrót na Palenicę (tym razem poszedłem drogą zaopatrzeniową, jest o wiele przyjemniejsza od asfaltu) i dalej samochodami do domów.