wtorek, 24 marca 2009

wyjazd na XII Bieg Izerski (20-22 III 2009)

Po noworocznym wypadzie w góry (Sylwester na Hali Szrenickiej) w czasie którego zahaczyłem ze znajomymi o Jakuszyce aby troszkę pobiegać na nartkach, padła propozycja kolejnego wypadu na biegóweczki. Wstępnie ustaliliśmy termin "gdzieś w marcu" i na mnie padło zorganizowanie całego wypadu. Zaproponowałem aby imprezka ta odbyła się w dniach 13-15 marca, dodając po chwili alternatywny termin 20-21. Jako kwaterę obrałem Chatkę Górzystów i rozesłałem maile do znajomych z którymi ostatnio włóczę sie troszkę po górach (nieformalna grupka ok 50 osób które wspólnie szwędają się tu i tam w składze większym lub mniejszym). Lista chętnych stopniowo powiększała się i większość była chętna bardziej na drugi termin który został wybrany jako ostateczny. Na dwa tygodnie przed wyjazdem lista chętnych do wyjazdu liczyła już 15 osób które planowały przybyć na miejsce w piątek lub sobotę. No i zaczęły się schody - grupa na kilka dni przed przyjazdem zaczeła topnieć i chwilami liczyła tylko 9 osób i większość chciała tylko na sobotę i niedzielę. Ostatecznie skończyło się na 11 osobach z których tylko jedna (czyli ja) pojechała do Jakuszyc w piątek.

Piątek - dzień I

Wstaję skoro świt, a nawet jeszcze wcześniej, biorę plecak, nartki i pociągiem o 5:37 wyruszam w świat. We Wrocławiu jestem 15 minut po szóstej rano, następnie dłuższa drzemka w autobusie do Jeleniej Góry i przesiadka do Jakuszyc. Na Polanie Jakuszyckiej byłem parę minut po jedenastej, zarzuciłem plecak na ramiona i przez Samolot pojechałem w kierunku Orla co zajęło mi ok 30 minut. Korzystając z tego że to dopiero piątek przed południem i w Orlu był mały ruch zamówiłem jajecznicę dla mojego tasiemca :). Po posiłku ruszyłem w dalszą drogę, był to nieco uciążliwy marsz w padającym śniegu który na dokładkę strasznie kleił się do nart utrudniając poruszanie się do przodu (napotkani narciarze też narzekali na lepki śnieg, ja dwa razy zatrzymywałem się aby oskrobać ślizgi i trochę ja nasmarować co jednak nie pomagało na długo). Po dobrej godzinie bardziej marszu niż jazdy nieco zmęczony dotarłem do Chatki Górzystów. Zamówiłem słynnego naleśnika z jagodami, zakwaterowałem się w pokoju i chwilę odpocząłem.
Przed piętnastą stwierdziłem że szkoda dnia i postanowiłem jeszcze troszkę pojeździć. Ponieważ chwilę wcześniej przyjechał skuter z zaopatrzeniem dla schroniska wykorzystałem świeży ślad i udałem się w kierunku Świeradowa tym bardziej że w tym rejonie na biegówkach nie jeździłem.
Po chwili jazdy znalazłem się w lesie powolutku zwiększając wysokość aż osiągnąłem "Drwale" skąd rozpoczął się przyjemny zjazd w kierunku Świeradowa "Nową Drogą Izerską". Wbrew moim obawom śnieg nie lepił się do nart więc jechało się łatwo mimo że na trasie był śnieg tylko ubity skuterem bez założonego śladu. Na całej trasie spotkałem tylko jedną turystkę którą minąłem gdy szła w kierunku Chatki Górzystów. Ja dojechałem do skrzyżowania przy którym stała tablica na której było napisane że do Chatki jest 5.8km, Uznałem że pora zawrócić (szczególnie że większa część była przyjemnym zjazdem co oznaczało że powrót będzie pod górkę). Po dłuższej chwili zrównałem się ze spotkaną wcześniej samotną turystką, a jako że nie było pośpiechu to jechałem razem z Nią rozmawiając o tym i tamtym. Okazało się że Asia idzie do Orla gdzie ma spotkać się ze znajomymi. Tak miło gawędząc doszliśmy do Chatki gdzie Asia zatrzymała się chwilę aby odsapnąć i się nieco posilić, jakieś pół godziny później ruszyła w dalszą drogę do Orla.

Początkowo miałem być sam w pokoju lecz pod wieczór zaczęło to się powoli zmieniać.
Pierwsza pojawiła się niemiecka turystka z pieskiem (ładny owczarek niemiecki "Tedy"), niestety konwersacja nie układała się gdyż j. niemiecki nie jest moją najmocniejszą stroną. Następnie zjawiła się Magda, dziewczyna z Wrocławia która parę tygodni wcześniej połknęła bakcyla biegówek i teraz szósty weekend z rzędu przyjechała do Chatki Górzystów. Siedzieliśmy sobie w parę osób przy świeczkach przed kominkiem, koło godziny ósmej Magda przyniosła winko, niestety winko było bardzo "słabiutkie" i ledwo Magda postawiła je na ławeczce to się biedne przewróciło i potłukło. Cóż było robić, przyniosłem swoje winko :)
Siedzieliśmy sobie przy kominku gadając i pijąc winko do północy.


Sobota - dzień II

Obudziłem się gdy było już jasno - pomyślałem że to pewnie już koło dziewiątej, jednak po sprawdzeniu godziny okazało się że to dopiero za dwadzieścia ósma. O ósmej zszedłem na śniadanko (co prawda bufet czynny dopiero od 9:01 ale pół godziny wcześniej udało się dostać herbatkę). Po śniadanku narty na nogi i w drogę, z trasy zadzwoniłem do znajomych którzy jak się okazało minęli już Jelenią Górę. Szybko dojechałem do Orla i zapisałem się na Bieg Izerski. Ponieważ dopiero była godzina dziesiąta a start był przewidziany w samo południe postanowiłem podjechać po moją ekipę. Okazało się że mam małą zagadkę, którędy znajomi jadą w kierunku schroniska. Nie mogłem się do nikogo dodzwonić więc zaryzykowałem i pojechałem główną drogą z Orla na Polanę Jakuszycką, gdy byłem jakieś 10-15 minut od Polany nawiązałem wreszcie łączność i okazało się że właśnie wyruszają drogą przez Cichą Równie. Udało mi się ich dogonić jeszcze przed Cichą, ale czas był nieubłagany i musiałem zaraz pędzić dalej aby zdążyć na start biegu (niestety nie zdążyłem na start Biegu Retro który rozpoczął się pół godziny wcześniej). Po dotarciu na Start okazało się że mam jeszcze tylko parę minut na złapanie oddechu. Początkowo grupa poruszała się bardzo wolno, na starcie był jeszcze poczęstunek w postaci bliżej niezidentyfikowanego napitku na miodzie (to co misie lubią najbardziej). W miarę czasu stawka się nieco rozciągnęła, tak że przy Dziale Izerskim nie było już tłoku i "komisja antydopingowa" spokojnie częstowała uczestników wiśniówką. Nie wiem co miało większy wpływ, ta wiśniówka czy to że trasa zaczęła nieco opadać ale nieco przyśpieszyłem. Dobre tempo udało mi się utrzymać do przejścia granicznego, po czym dało o sobie dać zmęczenie. Moje tempo spadło nieco, ale dzięki suszonej żurawinie i czekoladzie nie było tragicznie. Rozpoczęły się niewielkie podbiegi, aby przed metą zaliczyć nieco zjazdów łącznie ze zjazdem finiszowym na polanie przed schroniskiem. Na mecie zameldowałem się jako 66 (na 130 zawodników) z czasem 1:23:59 (co osobiście uznaję za spory sukces zwłaszcza że moja kondycja pozostawia wiele do życzenia i przed biegiem pokonałem dystans ok 15km, a za rok będzie lepiej).
Po biegu nieco głodny ustawiłem się w kolejce po przydziałową kiełbaskę (niestety tempo kolejki było bardzo małe). Odstawszy swoje zaspokoiłem wreszcie głód, wyruszyłem na ponowne poszukiwania mojej wesołej kompanii.
Po dodzwonieniu się do znajomych okazało się że wyruszyli niedawno z Orla w kierunku Jakuszyc aby zabrać plecaki z samochodów. Na pościg za nimi nie miałem sił, więc postanowiłem pojechać na skróty przez Samolot. Gdy wjechałem na Polanę moja grupa właśnie odpinała narty :)
Odpoczęliśmy chwilę przy samochodzie i ruszyliśmy w kierunku Chatki Górzystów. Gdy dochodziliśmy do końca Polany Jakuszyckiej usłyszałem że przyjechały skutery z Orla (po biegu odwoziły chętnych z Orla na Polanę, zaproponowałem aby skorzystać z okazji i podjechać troszkę , co oczywiście spotkało się z pełnym poparciem ze strony znajomych i w ten sposób zamiast w godzinę do Orla dotarliśmy w około 10 minut. Krótki postój w schronisku (grzaniec) i w drogę do Chatki Górzystów. Zanim dotarliśmy do celu był jeszcze czas na fotografowanie pięknych widoków przy zachodzącym słońcu.
W schronisku rozlokowaliśmy się w pokojach, po czym zeszliśmy do świetlicy aby zjeść i integrować się przy dobrych napitkach i mafii.
To był bardzo udany dzień.


Niedziela - dzień III


Pobudka przed ósmą, pakowanie plecaków i zejście na dół na śniadanko. Za oknem pogoda troszkę gorsza niż w sobotę (nie ma słoneczka, zbiera się na śnieg). Po śniadanku powoli zbieramy się i po dziewiątej wyjeżdżamy w kierunku Jakuszyc. Początkowo ruch na trasie Chatka Górzystów - Orle jest niewielki jednak im bliżej Orla to coraz więcej narciarzy zmierzających w kierunku Chatki. Znowu mały postój w Orlu i dalej jazda do Jakuszyc. W Jakuszycach dzielimy się na dwie grupy: większość zdecydowała się na wyjazd do Czech na obiadek, a ja wraz z Michałem postanowiliśmy jeszcze poszaleć ze dwie godzinki na nartach. Jeździliśmy po mało mi znanej okolicy pomiędzy Samolotem a Rozdrożem pod Cichą Równią. Początkowo ślady były bardzo zlodzone, co z jednej strony zwiększało prędkość na zjazdach ale jednocześnie utrudniało podejścia (łuska na ślizgach nie trzymała i trzeba było intensywnie pracować kijkami). Pogoda robiła się coraz gorsza i wkrótce padało dosyć intensywnie (śnieg z domieszką deszczu). Ślady przykryte odrobiną śniegu sprawiły że można było sprawnie podchodzić do góry. Po piętnastej ostatni zjazd z Rozdroża do Jakuszyc. Pozostała ekipa też właśnie wróciła z Czech więc wsiedliśmy do samochodów i udaliśmy się do Wrocka.

Kto wie może w tym sezonie uda się jeszcze raz wybrać na biegóweczki :)

ostatnia edycja: 27.03.2009

wtorek, 10 marca 2009

Idzie wiosna

Widać pierwsze oznaki wiosny. Na wrocławskich trawnikach pojawiają się pierwsze krokusy (ostatnimi laty miasto posadziło sporo krokusów na trawnikach, dobrze widać szczególnie te żółte). Pierwsze krokusy zauważyłem w niedzielę, jeszcze nierozkwitnięte ale pięknie zażółcające trawniki. Ładniej rosną te które są posadzone nad węzłami ciepłowniczymi (są o parę dni do przodu). Kilka dni temu usłyszałem żurawie, a w piątek przed świtem nawet dwa widziałem jak wylądowały na polu niedaleko drogi gdy szedłem do pracy.